Seria: strzeleckie ciekawostki. Gips budowlany a strzelectwo.

Portal ogłoszeniowy z bronią palną, czarnoprochową i pneumatyczną

Boksy reklamowe Ad 1. 1-4

LifeGun.pl
Jak stworzyć dobre i skuteczne ogłoszenie
Co lepiej wybrać, Licytację czy Kup Teraz?
PortalStrzelecki.pl

Seria: strzeleckie ciekawostki. Gips budowlany a strzelectwo.

Seria: strzeleckie ciekawostki. Gips budowlany a strzelectwo.

Seria: strzeleckie ciekawostki. Gips budowlany a strzelectwo.-->

Gips budowlany, zwany też gipsem paryskim, zna zapewne każdy z nas. Nawet jak nie mamy z nim do czynienia zawodowo, to jest duża szansa, że za dzieciaka lepiliśmy przy jego użyciu figurki na lekcjach plastyki. Sama nazwa „paryski” odnosi się do faktu, iż w Paryżu i jego okolicach glina zawiera bogate złoża gipsu.

Zastanawiacie się, dlaczego wam o tym mówię, a no dlatego, iż jak się okazuje, gips ten może być składową ciekawej strzeleckiej konstrukcji, będącej podstawą projektu ciekawej broni i jeszcze ciekawszej historii, która za nią stoi. Zapraszam do kącika historyczno edukacyjnego!

Część czytelników pamięta, a część zapewne tylko o tym czytała, iż w czasach PRL-u, polskie linie lotnicze borykały się z falą porwań samolotów, motywowanych głównie chęcią ucieczki z komunistycznej Polski. LOT doczekał się wówczas żartobliwego rozwinięcia „Landing on Tempelhof”. W tym samym czasie Stany Zjednoczone również przeżywały eskalację problemu uprowadzeń samolotów. Brendan I. Koerner podaje w swojej książce, iż latach 1961-1972 porwano 159 samolotów. Przesłanki kierujące porywaczami były przeróżne, czasem komiczne, czasami trywialne, czasami natomiast były wyrazem bezsilności wynikającej z prywatnych i społecznych tragedii. Na przykład szacuje się, że nawet 30% porwań w tamtym okresie, mogło być organizowane przez żołnierzy, którzy wrócili z Wojny w Wietnamie. Rozgoryczeni, czasem fizycznie i psychicznie okaleczeni, podejmowali się podniebnego piractwa.

W tamtym okresie i istniał system kontroli pasażerów, jakim rozumiemy go obecnie. Można było wejść na teren lotniska, przejść przez cały terminal i zapakować się z walizką do samolotu, przez nikogo nie niepokojonym. Wniesienie broni było banalnie proste. Władze dostrzegały problem, linie lotnicze nie były jednak zainteresowane tworzeniem systemu kontroli i utrzymywaniem ochrony. Bardziej opłacały się wykupy samolotów z rąk porywaczy. Obawiano się również, że ten stosunkowo nowy środek transportu, przestanie być atrakcyjny i wybierany przez podróżnych, jeżeli zaczną być poddawani kontroli.

W 1972 roku, gdy porywacze zagrozili rozbiciem samolotu o blok reaktora jądrowego, miarka się przebrała i zaczęto wprowadzać regulacje dotyczące kontroli pasażerów. Chociaż w tym czasie funkcjonował już powołany w 1961 roku FAMS (Federal Air Marshal Service), to nie był on znaczącą siłą, która mogłaby realnie przyczynić się do ochrony samolotów w całym kraju. Warto zauważyć, iż w 2001 roku na pokładach samolotów podróżowało raptem 33 funkcjonariuszy. W tym czasie były już również obsługiwane loty międzynarodowe na mocy porozumienia 1985 roku. Taka liczba to oczywiście kropla w oceanie lotów. Nie mniej już wówczas, w latach siedemdziesiątych, właściciele linii lotniczych sceptycznie podchodzili do obecności strażników na pokładach. Argumentowali to między innymi zajmowaniem przez nich miejsc, które w innym przypadku mogły zostać sprzedane.

Po 1972 roku Jonathan Edward Shields będący szefem ochrony w Eastern Airlines postanowił, iż linie powinny bardziej zadbać o bezpieczeństwo lotów we własnym zakresie. Dzieckiem tej decyzji został oparty na konstrukcji Colt Lawman MK V, rewolwer „anti hijacker revolver”, który to nigdy nie wyszedł poza fazę prototypu.

Prośba o skonstruowanie broni, w którą wyposażeni zostaną piloci linii Eastern Airlines, została skierowana do firmy Colt. Nie zdecydowano się na żadne gotowe rozwiązanie, gdyż w zamyśle osób odpowiedzialnych za procesowanie projektu, broń musiała spełniać szereg unikatowych wymogów.

Wymogi te były pochodną kombinacji, nie do końca znajdujących odzwierciedlenie w rzeczywistości założeń, oraz biznesowych obaw co do użycia broni na pokładzie.

W tamtym okresie bardzo mocno zakorzenione było przekonanie, iż strzał z broni palnej, perforujący ściany samolotu, doprowadzi do katastrofy. Dziś już wiemy, że apokaliptyczna wizja wielkiej dziury w poszyciu, nie do końca znajduje poparcie w faktach. Wówczas jednak obawa ta był niezwykle powszechna.

Drugą determinantą wpływającą na wymogi stawiane broni była obawa przed procesami sądowymi, które mogłyby być wytaczane liniom lotniczym, gdyby w przypadku użycia broni, doszło do penetracji ciała napastnika i przypadkowego postrzału pasażera. Obawiano się w ogóle stosowania letalnej amunicji, w środowisku pełnym postronnych osób.

Firma Colt nie skapitulowała i po przemyśleniu sprawy zaproponowała rozwiązanie. Rozwiązaniem tym miał zostać rewolwer zbudowany na bazie Colt Lawman Model V. Chociaż na lufach egzemplarzy, które zostały przygotowane, wciąż widnieje napis .357 Magnum, to bynajmniej nie są one zasilane tą amunicją. Firma Colt, uwzględniając wyżej wspomniane obawy, przygotowała rewolwer zasilany amunicją z pociskami wykonanymi z gipsu paryskiego. Nie inaczej. Pociski wykonane były z gipsu. W zamyśle konstruktorów miał on być materiałem na tyle sypkim, że po trafieniu w cel nie dochodziło do penetracji, a jedynie przekazania energii uderzenia i obezwładnienia przeciwnika. Pomysł znany i stosowany cały czas, ale w nieco bardziej pokręconej formie. Nie mniej nie było to wszystko takie proste. Nie wystarczyło osadzić gipsowy pocisk w łusce i strzelać jak zwykłą amunicją. Colt przygotował odpowiednie bębny, w których znajdowało się 6 załadowanych tulei. Po wstrzeleniu wszystkich sześciu nie było możliwości wymiany samych „naboi”. Wymieniany był cały bęben. W związku z tym, w opisywanej broni, nie uświadczycie charakterystycznego dla rewolwerów wyrzutnika łusek. Sam pocisk również był problematyczny. Niezbędnym okazało się osadzenie go w plastikowym sabocie, gdyż energia wystrzału powodowała rozkruszenie gipsowej struktury. Dodatkowo gips bardzo ochoczo pochłania wilgoć. Należało dokładnie uszczelnić każdą z komór.

Jak widzicie, projekt wydaje się dosyć problematyczny, nieco przekombinowany i bohatersko rozwiązujący nieznane nikomu problemy. Warto jednak zauważyć, że nigdy nie wyszedł ona poza fazę prototypu, w związku z czym mógł nie osiągnąć swojej optymalnej formy.

W połowie lat 70-tych, prawdopodobnie na kanwie wydarzeń z 1972 roku, zaostrzono system kontroli na lotniskach i odnotowano znaczący spadek przypadków porwań. Projekt bezpiecznego rewolweru, którym piloci samolotów mieli strzelać do podniebnych piratów, trafił do kosza. Piloci zajęli się tym, czym powinni, czyli pilotowaniem.

Strzeleckich ciekawostek, ślepych uliczek, dziwacznych projektów i całkiem interesujących tworów, jest ogrom. W tej serii wpisów będę chciał was zapoznać z częścią z nich. Strzelectwo nie zaczyna i nie kończy się na tym, co teraz króluje w sklepowych witrynach. Jaka każda dziedzina życia ma swoją historię, którą może nie tyle należy, ile warto poznać, gdyż jest ona niesamowicie ciekawa. Przynajmniej w mojej ocenie jest ciekawa dla każdego kochającego swoją pasję strzelca.
 

Do zobaczenia na strzelnicy.

 

Marek / Street Tactics


Marek Mitura - założyciel i właściciel firmy szkoleniowej Street Tactics (Facebook: Street Tactics). Od wielu lat czynny szkoleniowiec i zawodnik wielu zawodów strzeleckich.