Kultowa strzelanina, która zmieniła postrzeganie walki z bronią palną.

Portal ogłoszeniowy z bronią palną, czarnoprochową i pneumatyczną

Boksy reklamowe Ad 1. 1-4

LifeGun.pl
Jak stworzyć dobre i skuteczne ogłoszenie
Co lepiej wybrać, Licytację czy Kup Teraz?
PortalStrzelecki.pl

Kultowa strzelanina, która zmieniła postrzeganie walki z bronią palną.

Kultowa strzelanina, która zmieniła postrzeganie walki z bronią palną.

Kultowa strzelanina, która zmieniła postrzeganie walki z bronią palną.-->

Sandra wybiegła, trzaskając drzwiami. Oczywiście, jak zwykle spóźniona, pomyślał Grogan. On natomiast miał jeszcze niespełna godzinę nim na podjeździe zawita Jerry, z którym dziś wspólnie zapolują, na rozpracowywanych od pewnego czasu bandziorów. Grogana definiowały cztery pasje. Wędkarstwo, bieganie maratonów, głęboka religijność i profesjonalizm w pracy. Kultywowaniu ostatniego z wymienionych, postanowił poświęcić dostępny czas. Usiadł przy biurku w gabinecie, którego urządzenie i dostosowanie do od dawna snutych wyobrażeń, pochłonęło tak wiele czasu i pieniędzy. Z szuflady wyjął gazetę oraz mały skórzany przybornik pełen szczotek i pozbawionych oznaczeń buteleczek. Grogan sięgnął do kolejnej szuflady i z metalowej, zamykanej na kluczyk skrzynki, wyciągnął służbową broń.

Naprawdę lubił ten pistolet. Świadomość, że magazynek mieści, aż czternaście naboi była pokrzepiająca. Ba! Nie byle jakich naboi. Naboi zaprojektowanych i zaopatrzonych przez Winchestera w doskonałe pociski SilverTip o masie stu piętnastu grainów. Tak. Ta broń dawała mu poczucie bezpieczeństwa. To był jego S&W 459. Jeden spośród ośmiuset trzech sztuk przygotowanych specjalnie dla Federal Bureau of Investigation.

Grogan, w przeciwieństwie do większości funkcjonariuszy ze swojego wydziału, rozumiał, jak ważną częścią jego pracy jest broń oraz umiejętność jej użycia. Choć służył już ponad dwadzieścia lat, nigdy nie popadł w rutynę. Regularnie odwiedzał strzelnicę, a gdy pojawiła się taka możliwość, przeszedł szkolenie SWAT. Regularnie również konserwował i przeglądał broń, której aktualnie używał. Zupełnie tak jak teraz, gdy w oczekiwaniu na rozpoczęcie służby, postanowił zadbać o niezawodność i dobry stan przedmiotu, któremu zawierza życie. Tak, Grogan wiedział, że jest przygotowany. Teraz, pielęgnując niezawodność swojego S&W, tylko się w tym przeświadczeniu umacniał.

Dźwięk klaksonu dobiegający sprzed domu informował, że Jerry przyjechał nieco wcześniej. Na szczęście praca była już wykonana, wyczyszczony i nasmarowany pistolet wylądował w przytroczonej do pasa skórzanej kaburze a dwa zapasowe magazynki, w uszytej na specjalne zamówienie, podwójnej ładownicy. Ach! No tak. Jeszcze okulary. Pieprzone okulary! Zawsze gdzieś się zapodzieją. Wada wzroku Grogana postępowała i musiał już używać kilku różnych par zależnie od okoliczności. To niestety przysparzało problemów organizacyjnych. Tym razem szczęście nam dopisuje, pomyślał. Okulary leżały mniej więcej tam, gdzie spodziewał się je znaleźć. Wylądowały na nosie, a Grogan wybiegł robić to, co tak bardzo kochał – być agentem FBI.

 

Prawdopodobieństwo, że tak właśnie wyglądał poranek ostatniego dnia służby, a zarazem życia, agenta specjalnego Benjamina P. Grogana, jest raczej minimalne. Nie mniej kilka zawartych we wstępie informacji, to udokumentowane fakty mające bezpośrednie przełożenie na bieg zdarzeń, o którym wam dziś opowiem.

Podejrzewam, iż bohater wstępu nie spodziewał się, że to ostatnie godziny jego życia, że o jego śmierci zdecyduje kawałek gumki, że weźmie udział w jednej z najbardziej „kultowych” i najlepiej udokumentowanych strzelanin w historii Amerykańskich służb. Z pewnością, nie pomyślał, iż po drugiej stronie globu, trzydzieści pięć lat po jego śmierci, ktoś będzie opowiadał na jego przykładzie o śmiertelnych konsekwencjach kiepskiego przygotowania do służby. Tak jednak się stało, a on sam mimowolnie przeszedł do historii strzeleckiego mainstreamu jako uczestnik strzelaniny w Miami Dade.

Tak jak fani militariów mają kultowe, zmieniające dzieje wojen bitwy, kibice mecze a fani gwiazd rocka kawałki, tak społeczność strzelecka ma, jakkolwiek groteskowo by to nie brzmiało, kultowe strzelaniny. Takie, które zmieniały postrzeganie walki bronią, wymuszały zmiany treningowe i sprzętowe, inicjowały rozwój i edukację. Jedną z takich strzelanin z pewnością jest wspomniana strzelanina w Miami Dade, a Benjamin P. Grogan, któremu poświęciłem przydługi wstęp, stał się ofiarą tych wydarzeń i paradoksalnie doskonałym przykładem, z którego możemy czerpać. Zapraszam do poznania historii walki z 1986 roku oraz wspólnej próby wyciągnięcia wniosków tragicznych czterech minut w Miami.

 

Przed strzelaniną

Tragiczne zdarzenia z 11 kwietnia 1986 roku poprzedziła seria pięciu napadów na terenie Miami. Za pierwszy z nich uznaje się nieudany napad na furgonetkę konwojową z 9 października 1985 roku, który zapoczątkował rozpracowywanie przestępców przez FBI. Kluczowe dane, pozwalające ich zidentyfikować, pozyskano po napadzie w kamieniołomie w hrabstwie Dade. Dały one szanse zorganizować zasadzkę na, podróżujących skradzionym Chevroletem Monte Carlo, przestępców.

Pierwszy podejrzanych dostrzegł Grogan, który wraz z grupą agentów obserwował fragment autostrady South Dixie. Udało mu się niepostrzeżenie rozpocząć pościg za podejrzanymi. Chwilę później dołączyły do niego kolejne pojazdy. Tego przestępcy już nie przeoczyli. Klucząc ulicami Miami próbowali zgubić pościg. W trakcie krótkiej samochodowej potyczki doszło do kilku z pozoru nieistotnych zdarzeń, które miały kluczowy wpływ na dalszy przebieg historii. Podczas zderzenia z wozem przestępców, agent Manauzzi zgubił rewolwer, zakładał, iż wypadł on z auta, choć tak naprawdę znajdował się między boczkiem drzwi a fotelem. Pojazd agentów Hanion i Mirales nie trafił próbując staranować auto zbiegów i uderzył w mur, relatywnie daleko od epicentrum strzelaniny. Grogan natomiast, w wyniku zderzenia jego auta z Chevroletem, zgubił okulary, które zapewniały mu jako takie widzenie.

Pojazd przestępców utknął po uderzeniu w drzewo, zablokowany od strony pasażera przez przypadkowe zaparkowane tam auta, oraz samochody agentów od strony kierowcy i z tyłu. Sekundy później rozpoczęła się walka.

 

W trakcie strzelaniny

Pierwsze strzały padły z wnętrza Monte Carlo. Oddał je Michael Lee Platt, jeden z dwójki przestępców. Strzelał on wówczas z karabinka Ruger Mini 14 zasilanego amunicją .223 Rem. W pierwszej fazie strzelaniny oddał z niego 13 strzałów. Część w stronę zaparkowanego równolegle auta agenta Manauzzi, część natomiast w kierunku agentów McNeilla oraz Mirelesa, obu trafiając w rękę. Następnie ogień przeniesiony został do tyłu, w kierunku Grogana i Doeva. Wówczas też, przez uchylone drzwi, strzały oddał drugi ze sprawców William Russell Matix. Używał strzelby S&W model 300. Prawdopodobnie pierwsze trafienie ze strony agentów możemy przypisać naszemu bohaterowi. Przyjmuje się, iż z odległości około ośmiu metrów postrzelił on Matixa w przedramię. Chwilę potem agent McNeill dwukrotnie trafił Matixa. Raz w głowę i raz w szyję. Spowodowało to utratę przytomności bandyty i silne krwawienie do wnętrza klatki piersiowej. Nie mniej nie zabiło go. McNeill w tym momencie wystrzelał wszystkie sześć sztuk amunicji kalibru .357 w swoim S&W model 19 i w związku z brakiem możliwości doładowania broni postrzeloną ręką, zakończył aktywny udział w strzelaninie. Platt widząc rannego Matixa, postanowił opuścić auto. Wychodząc przez okno na maskę zaparkowanego obok auta, otrzymał trafienie pociskiem kalibru 9 mm w prawy bok. Pocisk przeszył prawą rękę, prawe płuco i zatrzymał się o cal od ściany serca. W późniejszej sekcji ustalono, że wewnątrz klatki piersiowej znajdowało się 1300 ml krwi. Przyjmuje się, że ta rana był śmiertelna, ale nie wyłączyła przestępcy z walki przez kolejne trzy minuty. Dla lepszego zrozumienia sytuacji dodam, że cała strzelanina trwał mniej więcej cztery minuty. W trakcie tej ucieczki przestępca otrzymał jeszcze dwa trafienia. Jedno w udo, drugie w stopę. Obydwa zapisywane są na konto agenta Doev’a. Czwarte trafienie Platt otrzymał prawdopodobnie od agenta Orranita. Było to jednak niegroźne otarcie. Ewakuacja z Chevroleta została zakończona z bilansem czterech postrzałów w tym jednym śmiertelny. Niestety najtragiczniejsza część wydarzeń dopiero się rozpoczynała. Chwilę po opuszczeniu pojazdu agenci zaliczyli piąte trafienie. Tym razem w prawą rękę Platta. Zmusiło go to do wyrzucenia rewolweru, którym aktualnie strzelał i powrotu do walki przy użyciu Rugera. Szóste trafienie Platt otrzymał od agenta Risnera i znów była to prawa ręka oraz prawa strona korpusu. Agent Risner, według raportów FBI, używał pistoletu S&W 459 kal. 9 mm. Przestępca odpowiedział ogniem w kierunku agentów McNeilla oraz Risnera. Pierwszego trafiając w szyję i powodując uszkodzenie kręgosłupa a drugie rykoszetem w rękę.

Przebieg zdarzeń, które nastąpiły chwilę później, nie jest do końca jasny. Opiszę je na podstawie najlepszej wiedzy, jaką udało mi się pozyskać z danych zawartych w ujawnionej dokumentacji i opisach osób, które uważam za wiarygodne. Otóż w tym momencie z autem Grogana i Dova, zaparkowanym tuż za Monte Carlo, pod kątem około trzydziestu stopni, znajdowali się agenci Grogan, Dove i Hanlon. Pierwsi dwaj ukryci z lewej strony auta ostatni natomiast w okolicy prawego tylnego rogu, skąd prowadził ogień w stronę Platta. Prawdopodobnie wystrzelał wszystkie naboje z rewolweru S&W .357 i zamiast przeładowywać, sięgną po noszony na kostce rewolwer S&W model 36 w kalibrze .38. Oddał z niego sześć strzałów i rozpoczął ładowanie amunicji noszonej luzem w kieszeni. W tym momencie otrzymał postrzał w prawe ramie, chwilę później spostrzegł Platta stojącego tuż obok rogu auta, za którym się ukrywali. Na reakcję było już za późno.

Nie do końca wiadomo dlaczego w tym czasie nikt zza auta nie strzelał do przestępcy i pojawiło się okno, w którym mógł zbliżyć się do agentów. Pistolet agenta Doev’a został trafiony i uszkodzony, co mogło go zaabsorbować. Grogan w tym czasie, po wystrzeleniu jednego, a według niektórych źródeł dwóch magazynków, przeładowywał broń. Stracił Platta z oczu, co przypisuje się między innymi faktowi, iż miejsce, w którym ukrywał się przestępca, było mocno zacienione. Nikt z tego kierunku nie ubezpieczał się wzajemnie, każdy z agentów zajęty był czasochłonnych procesem. Dwóch z nich kosztowało to życie.

Hanlon, wiedząc, że na walkę jest za późno, spróbował ukryć się pod autem. Platt okrążył pojazd i jednym strzałem w klatkę piersiową zakończył życie agenta Grogana, chwilę później postrzelił w okolicę pachwiny agenta Hanlona i dwukrotnie strzelił w głowę agenta Doev’a. Przypominam, że w tym momencie przestępca był już postrzelony sześciokrotnie, z czego jedną z ran uważa się za ranę śmiertelną.

Po zabiciu agentów, Platt usiłował wsiąść do ich auta i odjechać. Otrzymał wówczas siódmy postrzał w stopy. Rana została zadana przez agenta Mirelesa, który korzystał ze strzelby Remington 870, używając amunicji typu loftka, zawierającej dziewięć pocisków na każdy nabój. W trakcie strzelaniny świadomość odzyskał Matix. Wyczołgał się tym samym oknem co chwilę wcześniej jego wspólnik i zdołał przedostać od strony pasażera do auta, którym próbował odjechać Platt. Mireles oddał kolejne cztery strzały w przednią i boczną szybę pojazdu. Nie ma wyraźnych dowodów na żadne trafienie. Jak łatwo policzyć w stronę bandytów poleciało wówczas trzydzieści sześć kul.

Pojawiają się rozbieżności w zeznaniach świadków i agentów co do tego fragmentu strzelaniny. Prawdopodobne jest, że Platt opuścił auto i oddał jeszcze trzy strzały z rewolweru Matixa. Potwierdzałyby to dane z raportu FBI, mówiące, iż z każdego z rewolwerów przestępców (Dan Wesson Manufacture oraz S&W) padły po trzy strzały. Rany nóg uniemożliwiły mu jednak chodzenie i wrócił do auta. Podjął próbę jego odpalenia lecz w związku z postrzałami nie był w stanie tego zrobić samodzielnie i również Matix zajął się tym zadaniem. Chwilowy przestój wykorzystał Mireles. Zbliżył się do samochodu i używając S&W model 686, oddał sześć strzałów do przestępców. Pięć z nich osiągnęło cel. Strzelanina była skończona. A jej bilans wyniósł dwóch zabitych sprawców, dwóch zabitych agentów i pięciu rannych.

 

Po strzelaninie

Warto zauważyć, że w ostatniej fazie strzelaniny Platt otrzymał trzy trafienia, z czego jedno w głowę a jedno w kręgosłup. Łącznie daje to dziesięć postrzałów. Mimo to funkcje życiowe nie ustały i po przyjeździe służb ratunkowych była jeszcze podjęta próba jego uratowania. Ostatecznie nieskuteczna. Badania toksykologiczne potwierdziły, że obydwaj sprawcy byli trzeźwi i nie znajdowali się pod wpływem narkotyków.

Użyta broń

Raport FBI podaje, iż w strzelaninie użyto, podkreślam użyto, następujących modeli broni:
- agent Risner – S&W model 459
- agent Grogan – S&W model 459
- agent Dove – S&W model 459
- agent Orrantia – S&W model 13-2 kaliber .357
- agent McNeil – S&W model 19 kaliber .357
- agent Hanlon – S&W model 36 kaliber .38
- agent Mirales – S&W model .686 kaliber .357 oraz Remington model 870 kaliber 12-gauge
- Michael Lee Platt – Ruger Mini 14 kaliber .223 oraz rewolwer S&W kaliber .357

- William Russel Matix – Strzelba S&W model 300 oraz rewolwer Dan Wesson Manufacture kaliber .357

Amunicja

Ustalenia dotyczące dokładnej liczby wystrzelonych pocisków, do dziś nie dają jednoznacznych odpowiedzi. Dokumentacja FBI mówi o liczbie sto trzydzieści jeden, jako wartość minimalna. Za prawdopodobne uznaje się również liczby o dziesięć, a nawet piętnaście wyższe. Strzały oddane przez agentów to prawdopodobnie liczba sześćdziesiąt dziewięć. Chociaż, o czym wspomnę później, ta krwawa jatka stała się podwaliną do utrącenia amunicji kalibru 9 mm, to tylko połowę z wystrzelonych naboi stanowiła ta właśnie kula. Druga połowa to kalibry .38 special, .357 magnum i 12-gauge.

Oficjalne wnioski

Burza medialna, która rozpętała się po całym zajściu, wymagała reakcji ze strony FBI. Możemy mówić o trzech kolejnych ofiarach strzelaniny. Pierwszą, która ostatecznie uszła spod katowskiego topora, była postać dowódcy biura regionalnego FBI, dowodzącego akcją agenta specjalnego Gordona McNeill. Zarzucano mu złą organizację zatrzymania bandytów, co do których było podejrzenie, iż mogą stanowić poważne niebezpieczeństwo dla agentów. Zła organizacja objawiała się zarówno w postaci taktyki zatrzymania, jak i nieodpowiedniego przygotowania sprzętowego agentów. Przykładem może być brak użytych kamizelek kuloodpornych oraz nieużywanie broni w postaci karabinków i pistoletów maszynowych, pomimo faktu posiadania ich w autach. Ostatecznie FBI nie podjęło się próby zrobienia kozła ofiarnego z McNeilla.

Druga ze wspomnianych ofiar to jakość wyszkolenia strzeleckiego poszczególnych agentów. Oddali oni bardzo wiele strzałów, z których gros było chybionych. Doprowadziło to do zmian w procesie szkolenia strzeleckiego. Zaczęto na przykład kłaść bardzo mocny akcent na strzelanie w sekwencjach dubletów. Moim zdaniem pomysł niezwykle chybiony, ale to rozmowa na inny czas.

Ostatnia z ofiar, która faktycznie stała się kozłem ofiarnym i tarczą, którą FBI chroniło się przed linczem ze strony opinii publicznej, została użyta w strzelaninie amunicja w kalibrze 9mm. Szereg badań i testów wykazał, że amunicja Winchester SilverTip, choć nie tylko ta, wcale nie ekspanduje tak doskonale, jak zapewniał producent. Bardzo szybki i lekki pocisk gwałtownie wytraca prędkość, potrzebną do odpowiedniego przekazania energii, a jego konstrukcja podatna jest na utratę właściwości poprzez przebijanie odzieży i nawet relatywnie delikatnych przeszkód.

Pierwsza reakcja agencji było wprowadzenie do służby pistoletów Sig Sauer P226 z dłuższą od używanych S&W lufą. Miało to pozytywnie wpłynąć na prędkość pocisków i zachowanie zdolności do ekspandowania po trafieniu. Docelowo natomiast całe FBI zostało przezbrojone na naboje 10mm Auto a finalnie w .40 S&W. W roku 2017 historia zatoczyła koło i agencja powróciła do popularnej dziewiątki. Nie mniej te trzy dekady pełne były problemów sprzętowych, szkoleniowych i ekonomicznych. FBI musiało walczyć o zachowanie twarzy i logiczne rozwiązanie problemu amunicji, w który poniekąd samo się wplątało.

Warto jednak zauważyć, iż praca, jaką wykonała agencja w kwestii testowania amunicji, bardzo pozytywnie wpłynęła na jakość projektów tego typu produktów w ogóle. W pewnym momencie obawiano się nawet publikować pełnych wyników testów, aby nie doprowadzić do problemów finansowych producentów amunicji, którzy promowali swoje naboje jako bardzo skuteczne, co nie do końca było prawdą.

 

Moje wnioski i ciekawostki

Kompleksowe omówienie wszystkich szczegółów i szczególików tego jakże złożonego zdarzenia i jego następstw wymagałoby jeszcze wielu stron tekstu. Skupię się zatem tylko na kluczowych moim zdaniem szczegółach, które przesądziły o takim, a nie innym przebiegu akcji.

Kiepskie przygotowanie

Choć łatwo się wymądrzać siedząc wygonie w fotelu, to jednak próba krytycznego spojrzenia na działania agentów, stanowi podstawę właściwego przygotowania innych osób. Chcemy się uczyć na błędach innych, nie na swoich. Prawda?

To, co najbardziej razi w całym tym zdarzeniu, to po prostu słabe przygotowanie agentów na przeróżnych płaszczyznach. Wspomnę o tych mniej oczywistych.

Pamiętacie, jak Grogan szukał okularów, gdy Dove już czekał na podjeździe? Cóż, znalazł je. Niestety w trakcie próby zatrzymania pojazdu, spadły one z nosa agenta. Pomimo iż był on potencjalnie najlepiej przeszkolonym strzelecko z wszystkich agentów, prawdopodobnie trafił tylko jeden raz, na samy początku starcia. Podejrzewa się, iż zakurzone, zadymione i zacienione miejsce znajdowania się przestępców, w połączeniu z kiepskim wzrokiem i brakiem okularów, mogło stanowić podstawę nieskuteczności Grogana. Czego zabrakło? Dobrego przygotowania. Zapasowych okularów, czy choćby gumki na zauszniki, o czym wspomina Paull Harrell w swoim filmie podsumowującym zdarzenie.

W środowisku strzeleckim dbanie o zdolność szybkiego, ponownego załadowania broni, zarówno w kontekście warsztatu, jak i przygotowania sprzętowego, bywa traktowana po macoszemu. Bywa nawet obiektem drwin. W 1986 w Miami, było natomiast jednym fundamentalnych powodów śmierci dwóch agentów FBI.

Na chwilę zabieram was do roku 1970 do Kalifornii, miasta Santa Clarita dzielnicy Newhall. Tam właśnie miała miejsce tragiczna w skutkach strzelanina, której efektem było czterech martwych policjantów, zastrzelonych w kilkadziesiąt sekund, przez dwóch przestępców. O ile dwóch pierwszych zginęło będąc w pobliżu drzwi kierowcy i pasażera auta, zaskoczonych gwałtownością ataku, o tyle dwóch pozostałych podjęło walkę. Przez chwilę ostrzeliwali się zza radiowozu zaparkowanego z tyłu auta przestępców. W pewnym momencie funkcjonariusz trzymający pod ogniem bandytów, gdy drugi nie miał już amunicji, rozpoczął proces przeładowywania swojego rewolweru. Nie miano wówczas speed loaderów. Ładował naboje jeden po drugim, uprzednio odzyskując do kieszeni łuski, co było nawykiem treningowym. Ten moment wykorzystał jeden z przestępców. Skrócił dystans i niemal z przyłożenia zastrzelił obu policjantów. Dostrzegacie pewne podobieństwo? Tak. Niemal to samo przydarzyło się w Miami.

Tamto zdarzenie dało początek czemuś co nazywamy partial rewolwer reload. Jest to doładowanie polegające na częściowym uzupełnieniu bębna, oddaniu dwóch strzałów i doładowaniu reszty naboi. Ma to za zadanie skrócić czas, w którym nie kontrolujemy ogniem dystansu pomiędzy nami a przeciwnikiem. Jak widać agent Hanlon o nim nie słyszał. Nie słyszał również o tym, że w 1986 roku speed loader-y to już powszechnie dostępne urządzenia. Szkoda. Mogłoby to uratować życie Dova i Grogana.

W tym miejscu znów wychodzi na jaw nieodpowiednie przygotowanie sprzętowe. Przenoszenie amunicji luzem w kieszeni, choć może i popularne w tamtym okresie, było błędem. Kosztownym błędem.

Takich błędów było więcej. Począwszy od braku kamizelek kuloodpornych, poprzez niewłaściwy dobór broni do charakteru zagrożenia. Informację na ten temat znajdziecie w większości powszechnie dostępnych opracowań. Te mniej oczywiste, a potencjalnie determinujące końcowy efekt zajścia, zarysowałem wam powyżej.

Indywidualne umiejętności strzeleckie

Nie sposób pominąć kwestie indywidualnego wyszkolenia strzeleckiego samych agentów. Temat ten był również podnoszony przez agencję w opracowaniach publikowanych po strzelaninie. Zmieniony został system szkolenia strzeleckiego a instruktorzy z Quantico wprowadzili szereg aktualizacji, inspirowanych zdarzeniami z Miami. Udokumentowano minimum sześćdziesiąt dziewięć strzałów oddanych przez agentów, na dystansach od około dwóch do dziesięciu metrów. Można przypisać im około piętnastu trafień, z czego ostatnie pięć to minimalny dystans do unieruchomionych w aucie przestępców. Daje to mizerny bilans i poddaje w wątpliwość poziom indywidualnych strzeleckich umiejętności poszczególnych agentów.

Komunikacja i praca w zespole

Z pewnością zawiodła komunikacja i zdolność pokrywania swoich zadań w trakcie walki. Choć zrzucić można to na karb ogromnego chaosu i huku, jaki musiało generować staccato wystrzałów, to przecież tym właśnie są strzelaniny i do tego powinni być szkoleni agenci. W momencie kulminacyjnym całego zajścia, trzech agentów skrytych było za autem. Nie obserwowali przestępcy i zajęci byli innymi, indywidualnymi czynnościami. Stworzyli w ten sposób okno czasowe na skrócenie dystansu i atak z zaskoczenia. Zabrakło najzwyklejszego krycia. Zabrakło komunikacji i współpracy.

Determinacja

Moją uwagę zwraca jeszcze jedna rzecz. Niezwykła wola walki i przetrwania Platta i Matixa. Pomimo przytłaczającej przewagi liczebnej agentów, zastawionej na nich zasadzki, wielu ran i dostania się w krzyżowy ogień, byli oni w stanie odwrócić grę. W zasadzie całość tego osiągnięcia spoczywa na barkach Platta. Dywaguje się nad tym, czy odrobinę większa skuteczność Matixa nie doprowadziłaby do rzezi agentów. Nie mniej sam Platt, wykorzystując niewątpliwą przewagę broni automatycznej, był w stanie celnie razić, ranić i zabijać agentów. Pomimo wielu ran i zdawać by się mogło beznadziejności sytuacji. Mając doświadczenie z obsługi broni, bagaż doświadczeń z wojny i ogromną wolę walki, był w stanie niemal wygrać niemożliwe do wygrania starcie, a przynajmniej zadać przeciwnikowi ogromne straty. Daje to bardzo dużo do myślenia.

 

Podsumowanie

Witamy na siódmej stronie. Jeżeli dotarłeś tutaj – gratuluję. Jesteś albo wielkim twardzielem, albo niezłym zwyrolem, który lubuje się w roztrząsaniu strzelanin z zamierzchłych czasów. Tak czy inaczej, cieszę się, że tu jesteś, bo daje to podstawę sądzić, iż są wśród nas ludzie, którzy lubią wiedzieć i rozumieć więcej. Lubią korzystać z doświadczeń przeszłości. Dzięki takim osobom nasze przyszłe strzelanie może być lesze.
Jeżeli ten wpis się przyjmie, opracuję dla was inne znane i mniej znane przykłady walki bronią w środowisku bliższym cywilom niż te znane z wojen. Wertowanie tych materiałów jest całkiem fascynujące i pouczające. Udostępniajcie zatem niech mi się chce.